Lęki podlaskie

Na kilkanaście dni przed meczem Jagiellonii Białystok z Legią Warszawa władze tego pierwszego klubu postanowiły, że tym razem bardzo chętnie podejmą na stadionie kibiców drużyny gości, z jednym zastrzeżeniem: kibice Legii nie mogą wejść na stadion z klubowymi barwami, co w gruncie rzeczy oznacza, że niemile widziane na białostockim obiekcie są nie tylko sektorówki, duże flagi stanowiące element kibicowskiej oprawy, ale również koszulki Legii i klubowe szaliki. Najprawdopodobniej klub Jagiellonia, niczym ojciec najlepszy, dba o to, by jego kibice, jego dzieci kochane, nie zaznały poczucia wstydu i zgorszenia obserwując kibiców ze stolicy w klubowych koszulkach i szalikach. Wygląda na to, że futbolowym świecie nie ma większej niezręczności, niż prezentowanie kibicom swojego klubu herbu i barw drużyny przeciwnej. Władze klubu z Białegostoku tłumaczą tę decyzję chęcią zapobiegnięcia powtórki z wydarzeń sprzed kilkunastu tygodni, gdzie w Gliwicach kibice Górnika Zabrze wywiesili flagę drużyny przeciwnej w pozycji "do góry kołami", co skutkowało oburzeniem kibiców Piasta, demolką części trybun i interwencją policji konnej. W Białymstoku doszli do zaskakujących wniosków - trzeba zabronić flag, koszulek i szalików, żeby na wszelki wypadek nie doszło do podobnych zdarzeń.


Można by było tak drwić z decyzji władz Jagiellonii bez końca, przywołując niemal każdy poprzedni wyjazd Legii na mecz do Białegostoku, kiedy kibice ze stolicy z tych czy innych względów nie byli wpuszczani na stadion (a to remont trybuny, a to przeciągająca się kontrola na bramkach i w efekcie oglądanie meczu... na parkingu pod stadionem), ale w zasadzie szkoda na to czasu. Mam jednak wrażenie, że niektórzy, traktując eLkę w kółku jak plagę egipską, sami stają się obiektem szyderstw. Ich lęk przed awanturą, choćby z powodu innych barw na stadionie, de facto powoduje, że są postrzegani jako osoby nieprzystające do futbolowego świata, który jakoś sobie z podobnymi problemami radzi. Sektory gości istnieją na całym świecie, niejednokrotnie są wypełniane po brzegi kibicami w barwach klubowych, flagami, sektorówkami, tylko w Białymstoku jest z tym problem. Teraz jeszcze okazało się, że podlaskiej publiki nic nie potrafi rozgniewać tak mocno, jak koszulka innego kibica, nawet wtedy, kiedy ten siedzi za płotem odgradzającym sektory gości i gospodarzy. Obserwując zachowania władz klubu z Białegostoku zadaję sobie pytanie: kto tu jest nieprzystosowany do reguł rządzących światem? Kibice Legii (którzy oczywiście aniołkami nie są), czy władze Jagiellonii, którzy próbują to "nieprzystosowanie" kibiców różnych drużyn udowadniać przy każdej możliwej okazji? Od razu na myśl przychodzi taka myśl: Stosunki Lecha Poznań z Legią Warszawa są jakie są, kibice nie pałają do siebie sympatią, można powiedzieć, że pozycja tych dwóch klubów w ostatnich latach (częste bezpośrednie pojedynki o Mistrzostwo Polski) spowodowała, że rów w stosunkach między nimi jeszcze się pogłębił. Jednak nie przypominam sobie, żeby ktoś w Lechu wpadł kiedyś na tak kretyński pomysł i zakazał kibicom Legii wniesienia klubowych barw na stadion. Drużyna z Białegostoku próbuje najwyraźniej pisać kibicowską historię na nowo, co najprawdopodobniej jej się nie uda.

Komentarze